SAKRAMENT POJEDNANIA
(parę wskazówek praktycznych)
Chciałbym mówić o radości z sakramentu pojednania. Używam świadomie określenia sakrament pojednania a nie pokuty, gdyż istotą jego nie jest czynienie pokuty (pokuta jest jedynie jednym z jego elementów), ale właśnie pojednanie się z Bogiem i z ludźmi.
Wiemy wszyscy, że sakrament ten sprawia współczesnemu człowiekowi wiele trudności. Dzieje się tak, z jednej strony, z powodu formy, tego sakramentu, do której przywykliśmy: wyznawane po cichu, niemal po kryjomu grzechy a często jeszcze w kontekście wielkich świąt, w pośpiechu i na oczach zniecierpliwionych penitentów, którzy czekają za nami w kolejce… Z drugiej zaś strony, nie zawsze mamy świadomość spotkania z samym Bogiem, stąd i wstyd, zażenowanie, czy nawet lęk, które czasami mogą towarzyszyć spowiadającym się wiernym.
Podstawą i warunkiem radosnego podejścia do tego sakramentu jest świadomość osobistej relacji z Bogiem Ojcem, który nie tylko gotów jest do przebaczenia nam wszystkiego, ale i pragnie tego pojednania bardziej niż my sami. Jeśli brak nam tej świadomości, sakrament ten będzie dla nas stale ciężarem, czy, o zgrozo, wymuszonym przez proboszcza i system kartek do podpisania, złem koniecznym.
Jeśli nie przeżywamy sakramentu pojednania jako osobistej, radosnej relacji z Bogiem, stanie się on wkrótce formalnością w celu wyeliminowania pewnych spraw, które są dla nas niewygodne, które pozostawiają niesmak, których się wstydzimy. Tak więc, sakrament ten sam w sobie jest dobry, ale my powoli oddalamy się od niego, widząc, że jest uciążliwy, smutny, ciężki. W rzeczywistości jest radosnym spotkaniem z Bogiem pełnym miłosierdzia.
Jak więc uczynić z tego sakramentu prawdziwe radosne spotkanie? Jak go przeżyć w sposób najgłębszy, tak by mi pomógł w przyjęciu przebaczenia ofiarowanego mi przez Boga, a jednocześnie pomógł mi w lepszym zrozumieniu, kim jestem, dokąd zmierzam, do czego jestem powołany, w czym pomyliłem się, kim nie chciałbym już więcej być, o co prosić Boga?
Sugestia, jaką wam daję jest owocem refleksji, lektury (dziękuje zwłaszcza byłemu kardynałowi Mediolanu, Karlowi Marii Martiniemu, za jego na ten temat refleksje) jak i własnej praktyki. To, do czego was zachęcam, to do potraktowania sakramentu spowiedzi, jako, choć od czasu do czasu, kolokwium pokutnego. Chodzi o to, by nie tylko powiedzieć to, co sobie przygotowaliśmy, ale żeby wejść głębiej w nas samych i by zrobić to bez pośpiechu.
Kolokwium to, tę rozmowę pokutną możemy podzielić na trzy części, zgodnie z tradycyjnym znaczeniem łacińskiego słowa „confessio”, czyli „wyznania”. W rzeczy samej oznacza ono tak wyznanie, jak i chwalenie, proklamowanie, uznanie. Stąd będziemy mówić o sakramencie pojednania, w którym mamy:
Powinniśmy wyrazić jedną lub dwie rzeczy, za które czujemy się naprawdę wdzięczni Panu. To jest właśnie spowiedź chwały.
Chodzi więc o to, by wyrazić kilka najgłębszych odczuć lub emocji, które nam ciążą i których nie akceptujemy: gorycz, napięcia, chorobliwe gusty, to, co nam się nie podoba oddajemy Bogu; „Zobacz, jestem grzesznikiem. Tylko Ty możesz mnie zbawić.”
Sakrament pojednania rozumiany i odbyty w ten sposób nigdy nas nie będzie nudził, bo zawsze będzie inny, nowy. Zawsze będą nowe powody, by wyrazić Panu naszą wdzięczność, inne postawy, za który nam przykro i które pragniemy oddać Bogu.